“Nocne ognie” – fragment rozdziału 1

Budynki w Konarach zastaliśmy w lepszym stanie, niż się obawiałam. Po zbadaniu ksiąg stało się jednak jasne, że przez lata majątek przynosił dochody ledwo wystarczające na podstawowe utrzymanie. Większość przywiezionych pieniędzy będziemy musieli wydać na naprawę przeciekających dachów i połamanych okiennic, na wymianę zardzewiałych zawiasów we wrotach do magazynu zboża oraz wysprzątanie obory, zajmowanej przez kilka zwierząt, choć była dość wielka, by pomieścić sto sztuk bydła.

Kilka dni po przyjeździe wzięliśmy jedyny powóz (odpryskująca farba i zużyte koła mówiły jasno, że wkrótce trzeba będzie wymienić go na nowy) i pojechaliśmy do Krakowa. Chcieliśmy odwiedzić siostrę Sebastiana, Emilię, która ze swoim mężem, świetnie prosperującym kupcem, mieszkała niedaleko Wzgórza Wawelskiego.

Kiedy wyjechaliśmy z lasu, wstrzymałam oddech na widok znajomej panoramy miasta z jego skośnymi czerwonymi dachami. Kraków rozrósł się we wszystkich kierunkach od czasu, gdy widziałam go po raz ostatni. Jednakże dumna bryła zamku ponad srebrną wstęgą Wisły nadal dominowała nad stolicą, odwieczna jak sama rzeka. Kształt budowli nieco się zmienił na skutek zburzenia wschodniego skrzydła w 1525 roku i wzniesienia nowych konstrukcji, lecz był to Wawel, który zapamiętałam, otoczony kamiennym murem, przybierającym szarą barwę w deszczu i niemal białą w słońcu, ze strzegącymi go katedralnymi dzwonnicami zwieńczonymi miedzianymi kopułami.

Zamek zajmował wyjątkowe miejsce w moim sercu – i rodził sprzeczne uczucia. Byłam bowiem świadkiem strasznych zbrodni popełnionych w jego murach, zrujnowanych egzystencji i przyszłości. Ale właśnie tutaj poznałam Sebastiana i rozpoczęłam nowy szczęśliwy rozdział życia, na który wcześniej nie miałam nadziei. Spojrzałam na męża i dopiero teraz uzmysłowiłam sobie, że po mych policzkach toczą się łzy. Uśmiechnął się, choć zobaczyłam cień emocji przemykający po jego twarzy. Jemu także ta podróż przyniosła falę radości i żalu.

Gdy byliśmy już blisko, zaczęły bić dzwony kościołów, ale po przekroczeniu murów uderzyła mnie posępna atmosfera panująca na ulicach. W zwykłych okolicznościach Kraków jako skrzyżowanie najważniejszych traktów handlowych i stolica królestwa tętnił życiem i hałasami, lecz w ten piękny letni poranek spowijała go dziwna cisza. Ludzie zdawali się poruszać wolno i przemawiali ściszonymi głosami. Na twarzach odwracających się w naszym kierunku widziałam troskę lub pośpiesznie wycierane łzy.

Wymieniliśmy z Sebastianem pełne niepokoju spojrzenia. Teraz dzwony biły głośniej, tak jak w przeszłości na powitanie Bony. Tym razem wszakże słyszałam w ich uderzeniach coś innego – w rytmie brakowało energii i radości, którą pamiętałam. Powolna żałobna kadencja sprawiła, że przeszedł mnie dreszcz. Czy to możliwe, że chodzi o króla? Zygmunt, obecnie noszący przydomek Stary, odróżniający go od jego imiennika i następcy, dobiegał osiemdziesiątego roku życia i według Lucrezii jego stan szybko się pogarszał.

– Mam nadzieję, że dzwony nie biją dla duszy jego królewskiej mości – rzekłam do Sebastiana, który służył na dworze Zygmunta w czasie owych mrocznych wypadków na przełomie lat 1519 i 1520.

– Ja też – odrzekł, widziałam jednak, że się martwi. Lubił i szanował starego króla, a odejście Zygmunta na łono Abrahama głęboko by go zasmuciło.

– Lucrezia pisała, że na ciele jest silniejszy niż na umyśle – dodałam, by pocieszyć jego i siebie. – Nic nie wskazywało na bliską śmierć.

Zanim Sebastian odwrócił wzrok, w jego oczach wyczytałam tę samą troskę, która i mnie dręczyła: śmierć króla mogłaby na czas nieokreślony odsunąć naszą petycję.

Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. W końcu powóz zatrzymał się przed okazałym domem Emilii i jej męża. Zbudowany z kamienia i drewna, miał czerwony dach jak u większości sąsiadów. Na eleganckiej ulicy Grodzkiej nasz powóz prezentował się jeszcze gorzej niż w Konarach. Służąca w nieskazitelnie białym wykrochmalonym fartuszku natychmiast odpowiedziała na nasze pukanie. Ona też oczy miała zaczerwienione i zamglone od łez. Żołądek mi się ścisnął.

– Co się stało? – zapytałam, przygotowując się na potwierdzenie moich najgorszych obaw.

– Wielka tragedia, pani – odrzekła lamentującym tonem dziewczyna, wycierając oczy mankietem sukni. – Nasza miłosierna królowa zmarła.

*******

“Nocne Ognie”, druga część serii “Zbrodnie na dworze Jagiellonów”, w księgarniach już 16 listopada 2021 r. Obecnie w przedsprzedaży na inverso.pl.

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

Website Built with WordPress.com.

Up ↑

%d bloggers like this: